Pora na wnioski ostateczne, podsumowujące stoicką wizję świata. Otóż utrzymuję, iż w filozofii tej, tak spójnej i konsekwentnej w sferze etycznej, występuje fundamentalna wada założeń kosmologicznych. Wada, która uniemożliwia koherencję między światem a wartościami moralnymi. Można bowiem przyjąć, iż w stoicyunie, wbrew pierwotnym założeniom, jedynie prawdziwą (w pełni zasługującą na to miano) rzeczywistością staje się sfera duszy i jej intencji, natomiast świat zewnętrzny, zdarzenia w czasie i przestrzeni zostają mocno odrealnione. Jest to sytuacja, której każdy stoik oczywiście chciałby uniknąć, lecz mocno wątpliwe jest, czy można jej uniknąć przy zachowaniu wszystkich pierwotnych założeń.
Stoicyzm oferuje nam świat, w którym panuje jednolity porządek rozumnej opatrzności. W rzeczywistości jednak przypadkowe zbiegi okolicz
9 Tamże, s. 142
153
pości, wydarzenia czysto losowe, stanowią jednak fakty, których nie da się wyeliminować z obrazu świata, zachowując przy tym zdrowy rozsądek. Nie dająca się usunąć bezzasadność zdarzeń przypadkowych jest najważniejszym problemem wszystkich systemów monistycznych, szczególnie tych oferujących “wszechwyjaśnienie”. Dlatego w filozofii stoickiej deklarowany porządek rozumnej opatrzności jest pozorny. Opatrzność ogarniająca sobąwszystko,~”nie zezwalająca” na przypadek (to znaczy przemianowująca przypadek w łyd) przestaje być opatrznością. Nie chodzi tu wcale o to, że nie da się zatrzeć różnicy między sensownością opatrznościowego ładu, a bezzasadnymi wyskokami losu, lecz o to, że opatrzność rozumiana jako “obojętność” unieważnia ustanowienie tej różnicy lub też, inaczej mówiąc, że obojętna opatrzność od obojętnego przypadku niczym się realnie ani czysto logicznie, nie różni.
Wydaje się, że wbrew najlepszym nawet stoickim intencjom,
nieuniknione jest uznanie dwóch obrazów świata jako alternatywnych i w pełni rozłącznych (stoicy właśnie usiłowali je połączyć w jedno), a mianowicie: albo jednolity obraz bezzasadnego przypadku, albo dwoisty, “rozłamujący się” świat podzielony na sferę “prawdziwego” bytu opatrzności i “pozornego”, bezzasadnego, bezrozumnego świata zjawisk. Inne próby skażone będą brakiem konsekwencj i.
Stoicy, głosząc swój program, spotykali się z licznymi, gwałtownymi polemikami, jak np. atakami ze strony epikurejczyków, których doktryna etyczna była typowo hedonistyczna. Zakładała ona, że największym szczęściem jest doznawanie przyjemności, a ideałem stan zwany ataraksją, polegający na ukojeniu duszy i ciała.’° Szczytem osiągnięć na polu etyki u stoików była więc walkę z tym co dają zmysły, twierdząc, że mogą zawieść na manowce, epikure apatheia, czyli opanowanie pożądań i namiętności. Stoik programowo
“‘ Problemy etyki, Wybór tekstów, BRANTA, Bydgoszcz, 1993, s. 37 154
zakładał, epikurejczyk natomiast głosił pochwałę tego co zmysłowe, oczywiście z pewnymi ograniczeniami (rozum dokonywał gradacji potrzeb).
Dzisiaj stoikami możemy być, jeśli chcemy; możemy próbować, jeśli stwierdzimy, że nie mamy wyjścia z jakiejś sytuacji. Pragnąć natomiast, aby ten program o tak niezwykle rygorystycznej wymowie stał się zasadą życiową, byłoby absurdem. Możemy stoicyzm analizować dzisiaj jako problem wielce złożony pod względem psychologicznym, podobnie jak lekarz diagnozujący chorobę i wtedy ta filozofia ma szansę spełnić rolę terapeutyczną. Stoik, zmierzając do stanu wolnego od cierpienia cały czas cierpi. Zadajemy sobie pytanie, czy nie tkwi w tym jakiś nonsens. “Nie ma jednak terapii bez diagnozy, poszukiwania sensu bez stwierdzenia nonsensu”, a właśnie sens jest motorem wszelkiego rozwoju, także duchowego. Cierpienie może więc być podstawą do uświadomienia sobie “choroby”, a następnie terapią, lecząc przez poszerzanie obszaru sensu.” Zupełnie innego znaczenia nabiera cierpienie w dobie rozwoju chrześcijaństwa, dzięki któremu stoicyzm zawdzięcza w dużej mierze swoją żywotność.