7. Terapia moralna.

Rozdział ten bardzo ładnie przybliża czytelnikowi różne społeczności terapeutyczne jako uzupełnienie lub alternatywę leczenia szpitalnego.
Może tylko nie podkreślono tu dostatecznie, że lecznictwo i opieka psychiatryczna są bardzo uzależnione od sposobu myślenia psychiatrów, a także od kulturowych cech populacji, z której pochodzą pacjenci. Przykładowo, w naszym ośrodku lekarz psychiatra ma od dawna obowiązek szczegołowego analizowania historii urazów psychicznych, których doświadczył chory i które mogą być elementem wywołującym psychozę.
U nas też – tak jak i na Zachodzie – rodzina nie ma prawnego
obowiązku informowania lekarza o konfliktach wewnątrzrodzinnych. Tu wprowadzanie jakichkolwiek prawnych przepisów nic by nie zmieniło. U nas natomiast – jak się wydaje – prawne namiastki rozwiązywania tego rodzaju problemów (ujawnianie konfliktów) – nie są chyba w ogóle potrzebne. W zdecydowanej większości prrypadków rodzina sama stara się dociec, dlaczego nastąpiło zachorowanie i najczęściej swój punkt widzenia przedstawia w wywiadzie. I przy tym raczej wyolbrn~mia konflikty, a je nie ukrywa.
To samo dotyczy demokratyzacji życia wewnątrzszpitalnego. Jest to dla nas tak oczywiste, że problemu tego nie poruszamy w jakichkolwiek dyskusjach.
Autor wspomina tu, że na chorego pozytywnie oddziałuje wykonywanie społecznie pożądanych zadań. Jest to też u nas znane – chociaż od wielu lat utrudniane przez nieżyciowe przepisy. Jak mi przedstawiali to lekarze, którzy pracowali jako psychiatrzy w okresie międzywojennym, każdy szpital
217

miał własne gospodarstwo rolne i hodowlane. Przewlekle chorzy, nie posiadający żadnych opiekunów przebywali w szpitalu i sami chętnie wykonywali prace w rolnictwie. Nikt ich do tego nie zmuszał. W ten sposób postępowała ich rehabilitacja – a szpital miał środki na utrzymanie. Nie musiał kupować mięsa ani chleba, także wiele innych produktów miał ze swego gospodarstwa.
Trzeba tu podkreślić, że autor bardzo słusznie zwraca uwagę na związek lecznictwa i rehabilitacji psychiatrycznej z sytuacją ekonomiczną Z tym, że – jak mi wiadomo – u nas lecznictwo psychiatryczne zawsze zmierzało do wyleczenia oraz do odpowiedniego przygotowania społecznego pacjentów. Oczywiście od sytuacji ekonomicznej zależało, czy łatwiej czy też trudniej było np. o zatrudnienie chorego po jego wyjściu ze szpitala.
Autor podkreśla tu trudną sytuację chorych bezdomnych. My dotych czas prawie nie mieliśmy tu problemów – oczywiście liczymy się z tym, że problem ten będzie narastał. W tego rodzaju sytuacjach na przeszkodzie w rozwiązywaniu tych problemów może stać obowiązujące obecnie i
ustawodawstwo – przepisy ustawy o ochronie zdrowia psychicznego. Jeśli chory nie będzie zagraźał swemu życiu lub ‘ryciu i zdrowiu otoczenia i jeśli nie będzie chciał się leczyć w szpitalu – nie będzie możliwości zmuszenia go do tego. I nie będzie osoby ani instytucji, która w takim przypadku zechce wszcząć postępowanie sądowe, jakie przewiduje ustawa. Przykładem dane z informacji telewizyjnych w czasie surowych mrozów. Podawano, że są przypadki zamarznięcia. Ale są też i instytucje, które starają się bezdomnych zabezpieczyć. Dodawano przy tym, że “jeśli jest to osoba chora psychicznie i nie zgadza się na pomoc – to na to nie ma rady”.
Oczywiście, jeśli chory tego rodzaju zgłosiłby się dobrowolnie do leczenia, nie wyobrażam sobie, by nie został przyjęty do szpitala.
Tu autor słusznie zwraca uwagę na fakt na ogół pomijany. Chodzi o pacjentów, którzy nalegają na umieszczenie i pobyt w szpitalu z przyczyn
218

ekonomicznych. Ubogi, zwykle rencista, niejednokrotnie zgłasza się do szpitala lub nalega na przedłużenie pobytu, gdyż w ten sposób oszczędza. Pobyt w szpitalu pozwala mu na spłacenie np. długów.
Autor podaje tu różne sposoby postępowania. które mają na celu nie tylko dobro chorego, ale i możliwość rozładowania przepełnionych szpitali psychiatrycznych. Mówi np. o kanadyjskim psychiatrze. który w latach siedemdziesiątych wprowadził opiekę rodzinną tzn. rodziny zamieszkujące w pobliżu szpitala zgadzały się przyjąć jednego lub dwu pacjentów, których w rodzinie traktowano jako gości lub członków rodziny (nie podano tu jednak jak wyglądało finansowanie tych rodzin – z różnych doniesień wynika, że w tego rodzaju przypadkach chodziło o sumę ponad 2 tysiące dolarów miesięcznie). Tego rodzaju opieka na ziemiach polskich znana była już w ubiegłym wieku. W szpitalu w Choroszczy jeszcze przed 20 laty, liczba takich chorych wynosiła 300 osób – przebywali oni u rodzin w okolicznych wsiach. Obecnie liczba ta znacznie zmalała i wynosi niewiele ponad 100 osób. I stale maleje. A wszystko dlatego, że zasady finansowania są tu źle pomyślane. Trudno się dziwić, że rodziny nie kwapią się, by przyjmować chorych, jeśli otrzymają za to sumę, która nie wystarcza na utrzymanie chorego.
Wydaje się, że problem alkoholizmu i narkomanii został tu nieco
uproszczony. Podano, że chorzy nadużywający uprzednio alkoholu, w opiece rodzinnej nie mieli z tym większych problemów, gdyż od terapeuty otrzymywali niewielkie kwoty, wystarczające tylko na podstawowe zakupy. Chyba w takich przypadkach problem nie opiera się na braku pieniędzy – wielu ludzi uzależnionych używa alkoholu lub narkotyków nawet w sytuacjach, gdy nie mają w ogóle pieniędzy.
Opisany przypadek jest rzeczywiście niecodzienny i bardzo ciekawy. Szkoda tylko, że nieznane są wyniki jego dalszej psychoterapii indywidualnej. Nie wiadomo też, czy zastanawiano się nad ew. korektą rozpoznania. Pierwotnie w tym przypadku – kilkakrotnie rozpoznawano schizofrenię
219

katatoniczną z zaznaczonymi cechami depresji. Chory był z tego powodu kilka razy poddany kuracji elektrowstrząsowej. Czy jednak rozpoznania tego nie postawiono zbyt pochopnie? W trakcie opisywanego pobytu w grupie nie wydawał się być depresyjny, lękliwy, ani też “schizofreniczny”. Był raczej uparty, obrażał się, gdy proponowano mu współpracę, jadł tylko kaszę po innych posiłkach wymiotował. Po wielomiesięcznym – niezrozumiałym
chowaniu, wyjaśnił przyczyny tegoż zachowania. I opisywał przy tym w zasadzie myśli natrętne. Nie wiadomo, czy był badany w kierunku organicznego uszkodzenia o.u.n. Nie wiadomo też, czy był badany w kierunku chorób psychosomatycznych.
Bardzo dobrze, że autor podaje za M. Bleulerem procent wyleczalności
przypadków schizofrenii po przejściu ostrego ataku psychozy.
Na uwagę zasługuje, że uzupełnieniem tego artykułu są “Refleksje chirurga”, które mają zastosowanie nie tylko w chirurgii, ale w każdej specjalności – w tym szczególnie w psychiatrii.

Artykuł dotyczy następujących zagadnień:

  • terapia murana